Komentarze: 0
Kiedy Mama powiedziała Amelce, że czas już spać dziewczynka nie była z tego za bardzo zadowolona. Kończyła właśnie bawić się swoimi ulubionymi lalkami. W różowym domku dla lalek odbywało się wtedy przyjęcie. Zuzia i Róża ubrane w najlepsze balowe stroje siedziały przy stoliku zastawionym jak do kolacji. Zuzia jak zwykle siedziała trochę z boku i przekrzywiona na krzesełku. Miała za to piękne blond włosy i tą śliczną błękitną sukienkę. Róża - wyprostowana i promiennie uśmiechnięta miała różową sukienkę i buciki-baletki. A teraz trzeba było to przerwać…
Amelka westchnęła i poszła do łazienki się umyć. Po paru minutach ubrana w piżamkę z serduszkami kładła się już do łóżeczka. Mama ucałowała ją na dobranoc i wyszła gasząc światło w pokoju. Dziewczynka ziewnęła i przeciągnęła się pod kołderką. Było jej ciepło i wygodnie w swoim łóżeczku.
Pomimo zgaszonego światła w pokoju ciemno nie było. Przez okno, które było tuż przy łóżku wpadało silne świało księżyca w pełni. Noc była pełna gwiazd i jasna. Tak jasna, że Amelka mimo, że była już senna usiadła na łóżeczku i zaczęła wyglądać przez okno.
Zaczęła oglądać rozgwieżdżone niebo. Było niesamowite… Tysiące gwiazd migotało w każdym jego zakamarku. W pierwszej chwili wydawały się podobnie do siebie, ale gdy się w nie wpatrywało zmrużywszy oczy wszystko zaczynało wyglądać inaczej. Niektóre gwiazdy wydawały się kołysać i obracać - bardzo powoli. Inne miały niebieskawy poblask i były całkiem nieruchome. Jeszcze inne chwilami ciemniały, by za chwilę rozbłysnąć pełnym blaskiem. Gdyby zamknęło się oczy i wstrzymało oddech - można było usłyszeć migotanie gwiazd. Byłoby jak ciche dzwoneczki, które gdzieś z oddali słychać jak muskane lekko wiaterkiem obracają się i kołyszą.
I był tam jeszcze księżyc. Widoczny w całej okazałości. Świecił jasno - tak jasno, że Amelka musiała przymykać oczy patrząc na niego. Plamy na księżycu przypominały kształt magicznej karocy. Takiej karocy, którą przyjeżdżał w nocy książe w jednej bajce, którą kiedyś Amelce czytała mama na dobranoc. Ta karoca zaprzężona była w cztery białe konie i gdy jechała wydawała się tylko odrobinę i bardzo cichutko dotykać drogi. Książe, który w niej jeździł po całym świecie szukał dziewczyny, która byłaby jego księżniczką. Księżniczką, z której zamieszka w pięknym zamku i bedzie żył długo i szczęśliwie.
Amelka rozmarzyła się oglądając księżyc i te niesamowite kształty. Przykryta cieplutką kołderką siedziała na łóżeczku. Chciało jej się już bardzo spać i oczy jej się powoli zaczęły zamykać. Jednak na dworze - w pięknym blasku księżyca wiele się jeszcze działo.
Amelka zobaczyła jak jedna z gwiazdek - większa, ale za to odrobinę ciemniejsza od innych - zaczyna się opuszczać. Niżej i niżej… Na początku wydawało się to niemożliwe, ale po chwili dziwczynka była już pewna. Gwiazda opadała w dół i w dół. Działo się to bardzo powoli, ale na tyle wyraźnie, żeby nabrać pewności. Opadała nie tylko w dół, ale zdawała się też powiększać i przybliżać. Teraz Amelka widziała to już bardzo wyraźnie - kulka światła zbliżała się do okna Amelki. Gdy była już całkiem blisko okazało się, że to grupa rusałek, trzepoczących skrzydełkami podlatywało do okienka.
Amelka nie była pewna, czy nimfy lecą do niej, czy też tak się tylko zdarzyło. Na wszelki wypadek zanurzyła się głębiej w kołderkę i bez ruchu czekała. Rusałki przyleciały do ogrodu, który był tuż pod oknem dziewczynki. Teraz, w świetle księżyca widziała już je bardzo wyraźnie. Były to piękne dziewczynki, ubrane w koronkowe sukieneczki. Każda z nich miała na plecach skrzydełka - tak delikatne jakby były z muślinu. Wszystkie były dość podobne do siebie, ale przy bliższym przyjżeniu widać było też różnice. Amelka bardzo chciała je policzyć. Nie było to łatwe bo trzymając się za rączki kręciły się w kółeczku.
Jeden… Dwa… Rusałki obróciły się tak, że dziweczynka mogła przyjżeć się jednaj z nich bardzo wyraźnie. Miała długie jasne włosy, które spływały na ramiona falując i kołysząc się. Koronkowa sukienka miała na sobie proste kwiatowe wzory. Widać tam było płatki i listki róż. Sukienka sięgała kolan, a na nóżkach nimfy widać było białe skarpetki i jasne buciki na niewielkim obcasiku. Rusałka machała skrzydełkami i robiła to z wielką gracją i wdziękiem.
Trzy… Cztery… Taniec rusałek zwolnił nieco i stał się bardziej kołyszący. Teraz wydawało się, że rusałki nie tylko tańczą, ale też śpiewają. Dziewczynka słyszała jednak tylko cichutką melodię i nie mogła usłyszeć żadnych słów. Żeby lepiej słyszeć Amelka zamknęła oczki i zaczęła wsłuchiwać się w ciszę za oknem. Chwilami słychać było coś, jakby walc - taką muzykę, którą słyszy się tylko na wielkich balach u księcia i księżnej.
Pięć… Sześć… Amelka nie była już pewna, czy dobrze liczy tańczące rusałki. Obracały się w tańcu cały czas, a dziewczynka z przymkniętymi oczami i taka śpiąca nie uważała już na nie tak bardzo. Jedna z nimf podskoczyła leciutko, a sukienka w jej tańcu zafalowała. Zdawało się przez chwilę, jakby ją zobaczyła i uśmiechnęła się do niej leciutko.
Siedem… Osiem… Amelka położyła się już całkiem w ciepłym łóżeczku i wtuliła w poduszeczkę. Patrząc w górę i lekko za siebie widziała jeszcze okno i jasność nocy. Na dworze rusałki w swoim tańcu kołysały się i krążyły. Dziewczynce wydawało się, że ich drobne cienie zaglądają czasem do pokoju, a muzyka cały czas dobiegała cichutko, z oddali.
Dziewięć… Dziesięć… Poduszka była miękka, a kołderka taka cieplutka. Amelka pomyślała o księciu w karocy na księżycu… O rusałkach tańczących za oknem… O spadających i migocących gwiazdach… I poczuła, że tej nocy przyśni jej się coś fantastycznego. Coś o nimfach i księciu… Taki sen, który będzie mogła później rano mamie opowiedziać. A jak będzie opowiadać, to będą się razem śmiały i przytulały…
Czuła, że sen już nadchodzi i że zaraz się zacznie. Że będzie to wspaniała noc i wspaniały sen. Wtuliła się więc jeszcze bardziej w poduszeczkę… Odetchnęła głęboko… I głęboko zasnęła…
To jest moja bajka zasypianka. Napisałem ją by ułatwić rodzicom dobre usypianie dzieci. Przeczytaj skąd się wzięły bajki zasypianki. Zanim wydrukujesz sobie tą bajkę i weźmiesz się z ochotą za czytanie swojej pociesze proponuję - poczytaj o tym jak korzystać z bajek zasypianek. Potem to już tylko - miłego zasypiania!
Było jesienne słoneczne popołudnie. W całym lesie dzisiaj rozmawiało się tylko o tym. Tego dnia miał odbyć się wielki doroczny wyścig ślimaków. Była to tradycyjna gonitwa, w której brały udział najszybsze ślimaki z całego lasu.
Wszystko zaczęło się, gdy wiele lat temu pewien ślimak założył się z pewną mrówką o to kto szybciej obiegnie jezioro. Podania głoszą, że umówili się na spotkanie rankiem następnego dnia. Jednak przebiegła mrówka wystartowała jeszcze przed świtem. Chciała upewnić się, że wygra. Wszystko wskazywało na to, że nie da szans ślimakowi w wyścigu. Ślimak pojawił się jednak rano na starcie i mimo wszystko zdecydował się wystartować.
Od tamtej pory nie widziano go. Jeżeli zobaczysz kiedyś ślimaka ścigającego się w pocie czółek w zaroślach może nawet okazać się, że to właśnie tem słynny ślimak, który zapoczątkował wielki doroczny wyścig ślimaków. Jeżyk Cyprian widywał takie ślimaki często. Szczególnie gdy była jesień i zbliżał się czas wielkiego wyścigu. Wtedy coraz więcej ślimaków można było spotkać w różnych miejscach lasu gdy niestrudzenie podążały w sobie tylko znanym kierunku. Ćwiczenia do wyścigu to była pasja wszystkich ślimaków w lesie.
Cypriana zawsze ten widok uspokajał i wyciszał. Lubił przyglądać się ćwiczeniom, a wytrwałość ślimaków zawsze budziła jego podziw. W spokoju i ciszy siadał sobie niedaleko miesca gdzie spotkał ćwiczącego ślimaka. Mógł tak siedzieć i przyglądać się ślimakowi nawet przez długi czas. Czasami, żeby było mu wygodniej kładł się na miękkim mchu i w spokoju i ciszy obserwował ślimaka. Widział wtedy i doceniał ile czasu, ćwiczeń i wyrzeczeń od ślimaków wymaga przygotowanie się do wyścigu.
Gdy tak siedział i wpatrywał się bez ruchu w ślimaka mógł dostrzec specjalne techniki, które najszybsze ślimaki stosują po to, żeby być jeszcze szybsze. Niektóre kołysały się podczas momentów szybszego ruchu, inne zdawały się chwilami falować jak kołderka na łóżeczku.
Takie falowanie i kołysanie przypominało Cyprianowi o huśtawce, którą przygotował sobie niedaleko swojego domku. Uśmiechnął się do siebie na to wspomnienie. To była najwspanialsza huśtawka w całym lesie. Ustawił ją tak by dobrze było ją widać z okna jego sypialni. Cyprian bardzo lubił się kołysać na niej wieczorami. Kołysał się zwykle powoli i lubił czuć jak unosi się do góry po to by za chwilę opadać w dół. W górę i w dół… I znowu… W górę… W dół…
Szczególnie w takich dniach jak teraz gdy zaczynała się już jesień Cyprian ubierał się na czas huśtania cieplutko. Zakładał ciepłe skarpetki i sweterek. W takim wspaniałym cieple było mu miło bujać się i huśtać leciutko i powoli. W górę i w dół…
Gdy tak zastanawiał się i wspominał czując ciepło i lekkie kołysanie widział jak wszystkie zwierzęta z lasu nieśpiesznie gromadziły się na polance przy jeziorze. Miejsce startu było dobrze oznaczone linią z liści i gałązek. W tym miejscu ustawiały się ślimaki, które miały wystartować w wyścigu.
Cyprian usiadł sobie wygodnie i czuł jak zachodzące jesienne słońce grzeje mu ryjek i kolce na jego jeżowym grzbiecie. Za Cyprianem siedzieli jego dobrzy koledzy - borsuk Emil i lisek Kryspian. Usiedli sobie porzed chwilą i bez ruchu wygrzewali się na słoneczku.
Ślimaki, które były przygotowane do startu miały przyczepione do muszelek specjalne listki. To odróżniało je od kilku innych, które były tam tylko po to by przyglądać się wyścigowi. Mimo, że wyścig miał ruszyć już niedługo wszystkie wyglądały na spokojne i skoncentrowane. Ktoś patrząc z boku i nie wiedząc co się zaraz zdarzy mógłby powiedzieć, że wyglądały na trochę senne.
Gdy wszystkie zwierzęta usiadły wygodnie na swoich miejscach przyszedł czas startu. Właściwie to Jeżyk Cyprian nie był do końca pewien kiedy nastąpił start. Po prostu w pewnym momencie siedząc wygodnie na swoim miejscu zobaczył jak jeden ze ślimaków zaczął wysuwać się do przodu. Cyprian miał wrażenie, że nie wszystki ślimaki się od razu zorientowały, że to już teraz. Niektóre jeszcze przez dłuższą chwilę tkwiły nieruchomo jakby uśpione na swoich miejscach startowych.
Cyprian zaczął liczyć startujące ślimaki. Nie było to trudne bo wyścig rozpoczynał się leniwie i trochę śpiąco. Jeden… Dwa… Cyprian widział jak pierwsze ślimaki zsuwają się w dół zbocza i miarowym kołyszącym tempem kierują się wzdłuż brzegu jeziora. Wyglądały z tego miejsca gdzie siedział Cyprian jak szare kulki. Każdy z przyczepionym listkiem oznaczającym uczestnictwo w wyścigu.
Trzy… Cztery… Kolejne ślimaki wysunęły się za linię startową i ze skupionymi minami podążały w dół zbocza. Jeden z nich wydał się Cyprianowi nawet znajomy. Jeżykowi zdawało się, że widział go ćwiczącego parę dni temu niedaleko starego dębu.
Pięć… Sześć… W dalszej części zgrupowania ślimaków nastąpiło zamieszanie. Jeden ze ślimaków ruszył w zupełnie innym kierunku. Przeciął w ten sposób drogę swym kolegom, którzy teraz próbowali go obejść lub nawet się na niego wspiąć. Wyglądało to dość komicznie i Cyprian uśmiechnął się do siebie. Przyjemnie było siedzieć sobie wygodnie w cieple i spokoju oglądać taki wyścig.